Jarosław WaneckiJarosław Wanecki

Co było tandetą, zwykłą ramotą, a co się otarło o doskonałość? Kto ma smykałkę do chałtur, a kto zdał egzamin życiowej kreacji?

Kto nie wysłuchał przyjacielskiego głosu? Kto był realizatorem pierwszego planu? Kto i dlaczego może mieć wypieki na policzkach? Oto podsumowanie jubileuszowego sezonu Teatru Dramatycznego im. Jerzego Szaniawskiego w Płocku.

Zakończyło go „Czarodziejskie krzesiwo” na motywach baśni Hansa Christiana Andersena w adaptacji Cezarego Żołyńskiego. Reżyserował gościnnie Karol Suszka, znany z ciekawych realizacji na scenie polskiej w Czeskim Cieszynie. Tym razem jednak nie zaiskrzyło.

Dzieci są widzem wymagającym i nie zasługują na tandetę, zwłaszcza gdy teatr, do którego przyszły kończy 50. rok pracy artystycznej.

Spotkanie Płockiego Towarzystwa Przyjaciół Teatru z laureatami Masek '2025. Fot. Marek Konarski

RAZY DWA

Początek sezonu zapowiedział się jednak bardzo dobrze. Sztuka Andrzeja Chichłowskiego w jego własnej reżyserii była co prawda hybrydą fars, jakie autor widział, ale zrobił to dość umiejętnie. Ciekawa scenografia na scenie kameralnej pozwoliła aktorom swobodnie przemieszczać się obok siebie, w równoległych planach dwóch mieszkań. Nie za bardzo wiem, dlaczego w polskiej komedii bohaterów nazwano Tom i Fred, ale nie musimy przecież badać ani kompleksów, ani aspiracji takiej wizji.

Trudniej jednak przejść obok złego policzenia różnic wieku w związkach małżeńskich. Sara w żadnej kombinacji nie mogła być żoną Freda od 15 lat, bo wychodząc za mąż musiałaby być dzieckiem…

Pomijając metryki urodzenia i patrząc jedynie na siostry kreowane przez Magdę Kuśnierz-Komarnicką i Paulę Stępczyńską, warto spektakl polecić znajomym. Tym razem Paula jest odrobinę lepsza, bardziej naturalna i dobrze obsadzona. Magda ma w zamian pewien magnetyzm, który świetnie wykorzystuje.

Obie panie, doskonale ubrane przez Krzysztofa Małachowskiego, dają nieźle popalić swoim partnerom: Szymonowi Cempurze i Adamowi Gradowskiemu. Panowie wspinają się na aktorskie podwyższenie i dzielnie próbują zgadnąć, kto jest z kim. Po zrobieniu testów DNA nowo narodzonych dzieci i ustaleniu ojcostwa proponuję napisanie drugiej części pod tytułem „Dwa razy”.

Natomiast zgłoszenie farsy do 31. edycji Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej uważam za nadużycie. Faux pa można zrozumieć po przeczytaniu listy finalistów i wówczas dopiero nabawić się prawdziwych kompleksów.

Chodźcie z nami kupić bilet na kolejne premiery przez następne pół wieku. Sto lat Szanownym Komediantom!

ZEMSTA

W październiku nie było już tak dobrze. Wystawienie najpopularniejszej komedii Fredry w roku premiery „Zemsty” w warszawskim Teatrze Komedia to nieostrożność. Realizacja Michała Zadry z brawurowymi rolami Macieja Stuhra, Arkadiusza Brykalskiego, Bartosza Porczyka i Barbary Wysockiej to zapowiadane i spełnione mistrzostwo gatunku odczynianego na nowo. Płocka propozycja Tomasza Grochoczyńskiego to najzwyklejsza ramota w tekturowej scenografii i z papierowymi postaciami.

Dyndalski Marka Walczaka nijak nie mógł uratować całości. Wszystko było po Bożemu, ale, na Boga, dlaczego beż żadnego wyczucia kontekstu i przy złej obsadzie – od Papkina począwszy, przez Cześnika Raptusiewicza, a na Rejencie Milczku kończąc.

Dla kogo nagroda Srebrnej Maski 2025? Jest pięć nominacji, w tym jedna podwójna, czyli łącznie dla sześciu osób

MOTYLE SĄ WOLNE

W ramach XIV Festiwalu Kultury i Sztuki dla Osób Niewidomych udało się zrealizować Stowarzyszeniu De facto Renaty Nych sztukę Leonarda Gershe ze środków PFRON. W opowieści o próbującym się usamodzielnić Donie, zaborczej matce, młodej sąsiadce bez zahamowań, i cynicznym reżyserze, czuć od początku do końca edukacyjne zamiary.

Dwugodzinny spektakl pokazuje różne strony zaślepienia w miłości. Don był zawsze pod opiekuńczymi skrzydłami, a teraz ucieka i nie pozwala się odwiedzać nawet swojej mamie. Jill tak naprawdę nie ma matki, ale raczej koleżankę od kołyski, która ściga się z młodością, korzysta z uroków życia i zmienia kochanków jak rękawiczki. DDA – córka ćmy – na oślep szuka światła czułości. Florentyna jest pisarką, której sławę i majątek przyniosły książki o ślepym synu – dzielnym i mądrym, ale de facto zamkniętym w złotej klatce rodzinnego domu.

W drugim szeregu jest Rafał, bezczelny producent pornograficznego spektaklu, kontrapunkt kolorowych snów Jill i konkurent ograniczonego barierami niepełnosprawności Dona.

Całość może niezbyt skomplikowana, ale w płockiej realizacji dobrze grana. Magda Kuśmierz-Komarnicka i Radosław Jamroż stanowią udaną parę, a co ciekawe, w porównaniu ze spektaklami równolegle wystawianymi w Polsce przez inne zespoły, wypadają na ich tle lepiej. Minimalistyczna scenografia Krzysztofa Małachowskiego znów daje więcej możliwości, a prostota jej schowania do „dostawczaka” pozwoliła na pokazanie sztuki w kilku miejscach.

Aby zobaczyć reakcję „obcej” publiczności pojechałem za aktorami do Opery Bałtyckiej w Gdańsku i po powrocie namówiłem Płockie Towarzystwo Przyjaciół Teatru do nagrodzenia Dariusza Poleszaka-Hassa Srebrną Maską za reżyserię spektaklu. „Motyle są wolne” mają szansę na wznowienie w nowym sezonie. Jeśli się to potwierdzi, można już dziś cieszyć się na dobry wieczór na scenie kameralnej.

Ludzie teatru nagrodzeni. Dla kogo Srebrne Maski, kto i za co został wyróżniony Złotą

ŁOŻKO PEŁNE CUDZOZIEMCÓW

Sylwestrową farsą powitaliśmy Rok Teatru Płockiego. Na równi pochyłej trudno łapie się równowagę. Jerzy Bończak udowodnił, że ma smykałkę do chałtur. W łóżku pełnym cudzoziemców nie znalazłem nic zabawnego. Nuda. Taki już jest chichot komedii Dave’a Freemana, skazanej po wyjściu z teatru na zapomnienie.

ZŁOTA GALA, CZYLI WSPOMNIENIE Z POKAZEM MODY

Dawno temu przyjąłem założenie, że ocenie krytycznej nie podlegają realizacje jubileuszowych gal. Nie są to bowiem spektakle, a raczej performensy złożone z kalejdoskopu różnych pomysłów wrzuconych między sztampowe przemówienia a bankiet.

PTPT przez rok namawiało Marka Mokrowieckiego do wystawienia 12 stycznia klasycznego dramatu. Przyjacielski głos nie został wysłuchany. Mimo to część propozycji, o które dobijaliśmy się z determinacją, stała się faktem.

Wystawa plakatu teatralnego zawisła na górnym foyer. Odbył się pokaz mody teatralnej, za który scenograf i kostiumolog Krzysztof Małachowski dostał Złotą, a muzyk Krzysztof Misiak – Srebrną Maskę. Z inicjatywy dyrektora ukazała się książka Barbary Konarskiej-Pabiniak „Teatr w Płocku 1975-2025”. Jeszcze w tym roku Książnica Płocka wyda zbiór tekstów Leny Szatkowskiej o laureatach Srebrnych Masek. W przygotowaniu jest wywiad-rzeka z Markiem Mokrowieckim, przeprowadzony przez Jakuba Moryca. Na Starym Rynku gości wystawa fotosów teatralnych jubilata.

Opracowywany jest koncert muzyki z rodzimych spektakli, który zaprezentuje jesienią Płocka Orkiestra Symfoniczna. Mirosław Łakomski pokazał w Muzeum Mazowieckim autorską wystawę plakatu. Duża część formatów poświęcona została płockim aktorom i przedstawieniom. Niebawem na dolnym foyer zobaczymy plansze prezentujące historię sceny od 1975 roku. W przedsionku teatru zamontowano dwie tablice pamiątkowe. Pierwszą ufundował teatr Rajmundowi Rembielińskiemu, drugą Płockie Towarzystwo Przyjaciół Teatru poświęciło Srebrnej Masce przyznawanej od 1983 roku.

Jubileusz osłodziły krówki zawinięte w papierki z logo 50-lecia, a goście złotej akademii zostali poczęstowani przez miłośników Melpomeny tortem. Wspomnienie przeszłości zakończyła piosenka „Wózek zwany teatrem” Macieja Woźniaka i Krzysztofa Misiaka. Bez rewelacji, ale dało się słuchać, a nawet zanucić.

Gala okazała się nie taka galowa, jak powinna i widać było szycie naprędce. 12 stycznia zabrakło co najmniej pani minister kultury i dziedzictwa narodowego oraz wicemarszałka Sejmu RP (mimo deklaracji), wywodzącego się z tej ziemi. Rok Teatru Płockiego ogłoszony przez Radę Miasta jest w przestrzeni publicznej niewidoczny.

ROMEO I JULIA

Krzysztof Szuster zadamawia się w Płocku na dobre, ale Międzynarodowy Dzień Teatru, przy błyskawicznym tempie pracy reżyserskiej, przesunęliśmy w kalendarzu o dwa tygodnie. To nie jest chichot losu, ale fatalnego planowania.

Zamysł „Romea i Julii” – pierwszego i ostatniego dramatu na scenie w jubileuszowym sezonie – był ogromny i w dużej mierze, co najważniejsze, udany. Spektakl ustawiły przede wszystkim scenografia i kostiumy Krzysztofa Małachowskiego, który urasta w 2025 roku do realizatora pierwszego planu. Dwie trybuny stadionu piłkarskiego dodały kibolskim rodom Capuletich i Montekich sensu współczesnego świata, podzielonego na pół.

Scena z katafalkiem wyjeżdżającym spod sceny jest doskonała. Debiut Julii Krawczyk, obutej w glany i zwiewną białą sukienkę, warto oklaskiwać. Julia zagrała zwykłą dziewczynę, a może nawet była sobą i to wypadło bardzo naturalnie. Na tym tle atletyczny Adam Gradowski wypadł gorzej. Dopiero pod koniec tragedii trochę iskrzy między małżonkami, ale trucizna polaryzacji nie pozwala już na ciąg dalszy.

Stroje i peruki matek najtragiczniejszej pary kochanków wydobyły pełne możliwości aktorskie Magdy Tomaszewskiej i Doroty Cempury. Dobre wykonania pozostałych aktorów bezapelacyjnie przysłania Mamka. Maja Rybicka – nareszcie – zdała egzamin życiowej kreacji. Nie sądzę, aby Szekspir przez chwilę nawet pomyślał, że ta drugoplanowa osoba może poprowadzić całość dramatu. Oto rola konsekwentna, zwinna i dopracowana językowo, która decyduje ostatecznie o sukcesie kwietniowej premiery.

Maju, rozmawiamy o Tobie w towarzystwie i możesz mieć wypieki na policzkach. Brawo!

CZARODZIEJSKIE KRZESIWO

Wracając na koniec do „Czarodziejskiego krzesiwa”, nieuczciwym byłoby nie zauważyć dobrych ról Bogumiła Karbowskiego i Pauli Stępczyńskiej oraz ekwilibrystyki psów spełniających życzenia. Niestety marna scenografia Mariana Fiszera z chmurką niweczącą projekcję na ekranie oraz drażniące playbacki, nie spełniają standardów teatru zawodowego. Tym razem było to odczuwalne na widowni, mniej skupionej i bardziej rozbrykanej niż zwykle.

W POSZUKIWANIU SZCZĘŚCIA

Od kilku lat PTPT organizuje wycieczki teatralne. Weekendowe wypady do innych miast, pozornie pod pretekstem oglądania spektakli i zwiedzania scen, niosą za sobą dodatkową wartość poznania regionu podróży. Tegoroczny wesoły autobus wyruszył na Śląsk. A ściślej – do Zabrza, Katowic i Częstochowy.

Po raz pierwszy zaproponowałem hasło, które towarzyszyło uczestnikom wyprawy. Wyraz „szczęście” wydawał się najbardziej odległy od stereotypowego wyobrażenia o ziemi kopalń i hut. W programie, poza trzema spektaklami i koncertem Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia, znalazła się dodatkowo górnicza szychta na poziomie 355 metrów pod ziemią. W Kopalni Guido przebraliśmy się w sztygarskie stroje, założyliśmy kaski i „gumioki”, by wczuć się w rolę niezwykle trudnego zawodu wykonywanego w ciemności, z niskim pułapem nad głową, upale, wilgoci i pyle. Wyjeżdżając na górę z ulgą wróciliśmy do zwykłych zajęć, bez konieczności fedrowanie „czarnego złota” i uznając za swoje szczęście miejsce i czas, w którym przyszło nam żyć. Kontekst czyni zatem wielką różnicę w patrzeniu na świat, a teatr zawsze w tym oglądzie pomaga.

DRUGA POŁOWA ROKU I CO DALEJ…

Przed nami 213. sezon artystyczny w naszym mieście i dokończenie projektu jubileuszowego. Marek Mokrowiecki zapowiedział, że ma plan na kolejne miesiące. Grzecznie przyjmuję taką deklarację do wiadomości i nie wierzę w ani jedno słowo dyrektora z najdłuższym stażem w Polsce. Wpis do Księgi Rekordów Guinnessa to sztuka bardziej statystyczna, niż kreacja sceniczna. Urodzinową cherlawość spod znaku Szaniawskiego warto zrekompensować podczas wakacyjnych wypadów na przedstawienia plenerowe i festiwale w różnych zakątkach Polski i świata. Wybór jest naprawdę ogromny, doskonały i różnorodny.

Na zdj.: „Romeo i Julia” w reżyserii Krzysztofa Szustera. Fot. Marek Konarski

Jarosław Wanecki

Prezes Płockiego Towarzystwa Przyjaciół Teatru

Kategoria: Kultura, News, Opinie

Udostępnij artykuł:

Polityka prywatności © 2025 Gazeta Płocka. Projekt i wykonanie: Hedea.pl