Jarosław WaneckiJarosław Wanecki
CZAS WYTCHNIENIA

Turbulencje są tylko jedną z wielu niedogodności podróżowania samolotem. Większość z nich rozgrywa się na szczęście na ziemi

Stresują przeciągające się odprawy, celebryci na pokładzie, zagubione lub zniszczone bagaże i szokujące hasło: „nadboarding”. Po zważeniu walizek i kontroli bezpieczeństwa czas zapiąć pasy. Lecimy.

Niestety nie mogę napisać, że latałem wszystkim, co unosi w górę i ląduje. Wątpię zresztą, bym miał okazję, a nawet odwagę skorzystać z sinusoidalnych porywów motolotni czy spokojnego ślizgu szybowca. Widzę jednak błysk w oczach aeroklubowiczów, zwłaszcza tych, których fascynują synchronizowane skoki spadochronowe. W rodzinnym gronie słucham czasem opowieści o lotach wojennych i katapultowaniu. Przekraczanie dźwięku to wyższa szkoła jazdy, o której tak pięknie mówią oficerowie dęblińskiej Lotniczej Akademii Wojskowej.

Najcudowniejszy jest lot balonem. Delikatne unoszenie w wysokim koszu. Kolorowa czasza nad głową i szum palnika. Brak dolegliwości zmiany ciśnień. Bajeczne widoki. Majstersztyk lądowania „na pace” jeepa i łyk musującego wina na zakończenie.

Najdziwniejsze jest uczucie różnicy wysokości w Kanionie Colorado. Helikopter rusza z płaskiej jak stół polany i nagle znika ziemia, a potem widać ją kilkaset metrów niżej. Gdyby nie słuchawki, trudno byłoby wytrzymać hałas wirnika. W przeciwieństwie do balonu śmigłowiec zbliża się do górskich zboczy, obraca i zmienia kąty. Każda nowa perspektywa wydaje się piękniejsza od poprzedniej.

Wszystko dzieje się, zwłaszcza na początku, dość szybko. Dalszy lot uspokaja, pozwalając na szukanie wzrokiem punktów orientacyjnych lub dzikich zwierząt. Na granicy Zimbabwe, Botswany i Zambii można wypatrywać stada słoni, a kawałek szklanej podłogi jest bardzo blisko Wodospadu Victorii.

Latanie na czarodziejskich przedmiotach możliwe jest w baśni z tysiąca i jednej nocy. W warszawskim Teatrze Muzycznym Roma nad głowami publiczności unosił się przez kilka sezonów magiczny dywan Aladyna. Lot na miotle wyzwolonej z ubrań i przemienionej w wiedźmę Małgorzaty jest punktem zwrotnym powieści historycznej Michaiła Bułhakowa, na którą warto wybrać się do Torunia. Do literackich krain latają dywany Marka Twaina i kufry Hansa Christiana Andersena, a napowietrznej wiosce poświęcił swoją książkę Juliusz Verne.


W rejsowym samolocie ważne są rytuały. Wsiadanie i pakowanie podręcznego bagażu. Instrukcja bezpieczeństwa – coraz częściej pokazywana na ekranach w formie filmiku z narodowymi akcentami linii lotniczej. Monolog powitalny kapitana. Komenda „zapiąć pasy” i „wyłączyć elektronikę”. Kołowanie na pas startowy i gaz do dechy. Otwarcie toalet. Rozdawanie posiłków i napojów. Zbieranie śmieci. Jeśli lot jest długi, wszystko powtarza się jeszcze raz z przerwą na spanie i spacerowanie. W dreamlinerach świecą osobiste monitory wypełnione po brzegi muzyką, grami i filmami. Na wielu z nich cały czas widać mapę, odświeżaną z każdą milą podróży. Komendy powrotnie, lądowanie i nagłe przyspieszenie. Tłok w przejściu między fotelami w oczekiwaniu na otwarcie drzwi. Jeszcze rękaw, taśmy bagażowe i już po wszystkim.

Lot wzdłuż Himalajów

Jaki był lot? Zapierający dech nad Bosforem. Oszałamiający w Himalajach, gdy Mount Everest jest za okienkiem. Rozczulający nad Warszawą i wstążką Wisły. Rozświetlony Hongkongiem. Wietrzny w Valletcie. Obolały i obrzęknięty. Nerwowy na Arlandzie. Punktualny jak Tokio. Zmrożony klimatyzacją do Dubaju. Zmęczony Pretorią. Hałaśliwy czarterem do Antalyi. Szczęśliwie przespany. Parzysty – w górę i w dół. Na szczęście. Na zdrowie.

Na zdj. na górze strony: Powitanie Warszawy. Fot. Jarosław Wanecki

Jarosław Wanecki

Lekarz, prezes Płockiego Towarzystwa Przyjaciół Teatru, podróżnik.

Kategoria: News, Opinie

Udostępnij artykuł:

Polityka prywatności © 2025 Gazeta Płocka. Projekt i wykonanie: Hedea.pl