Jarosław WaneckiJarosław Wanecki
NASTĘPNY PROSZĘ

Sukces płocczanina – jego marka sprzedana do 46 krajów, nawet Australii. W tle apteka przy Kolegialnej, uciekające kurczaki i unikatowe foto

Grypa, przeziębienie, bóle głowy, zębów itp… Żądajcie oryginalnych proszków ze znakiem fabrycznym „Kogutek” Gąseckiego, tylko w opakowaniu higienicznym w torebkach i wyrabianych tylko w Płocku.

Analizując przesłane pocztą zaproszenie z okładką najnowszej książki Romany Kuffel, natychmiast postanowiłem: kupuję. Pierwsze podejście było nieudane, ale już mam, czytam, oglądam i zachwycam się kolejnymi odkryciami „Sekretów Płocka”.

Sprzedawczyni w księgarni, zanim wydała zamówiony egzemplarz, pogłaskała tytuł, na którym zawieszono ulotkę reklamową Migreno-Nervosinu. Legendarne antidotum na grypę, przeziębienie, bóle głowy i zębów opatentował prowizor farmacji Mateusz Adolf Gąsecki, urodzony w Płocku 21 września 1868 roku.

Zanim jednak genialny wynalazca podbił polski, a z biegiem lat także światowy rynek leków, wykreślił z paszportu pierwsze imię i wyruszył z domu przy ulicy Dominikańskiej 6 (obecnie 1 Maja) na kursy farmaceutyczne Cesarskiego Uniwersytetu Warszawskiego. Mając 25 lat, uzyskał pierwszy stopień wykształcenia wyższego i zgodnie z rosyjskim prawem mógł samodzielnie wykonywać zawód i kierować apteką. Od początku jednak nie chciał być detalistą od nalewek i maści, stąd pomysł założenia składu zajmującego się hurtowym obrotem surowcami farmaceutycznymi.


Pierwsze kroki stawiał w Chmielniku w guberni kieleckiej. W marcu 1903 roku wrócił jednak do rodzinnego miasta i otworzył aptekę przy ulicy Kolegialnej 7, zajmującą się sprzedażą nie tylko medykamentów, ale także wód mineralnych i kolońskich, win, farb, pudrów, kremów i upominków.

W celu obniżenia kosztów, poprzez zmniejszenie zakupów leków gotowych, w 1907 roku Gąsecki zaczął samodzielnie przygotowywać nowe specyfiki według własnych receptur. I tak właśnie dochodzi do opracowania płockiej formuły kwasu acetylosalicylowego z fenacetyną, pierwotnie sprzedawanej w postaci proszku, który trzeba było wysypać z papierowej saszetki na język i popić wodą z dodatkiem cytryny.

Reklama z „Kurjera Porannego”, 8 maja 1914 r.

Cztery lata później miała miejsce, opisana w książce Romany Kuffel, scena z kurczakami, które uciekając z koszyka klientki wracającej z Nowego Rynku i fruwając po aptece przy Kolegialnej, dały asumpt do reklamowej dźwigni „proszków z kogutkiem”. Od tej pory marketingowy slogan pozwolił na łatwe zapamiętanie produktu, który przynosił już nie tylko ulgę w bólu, ale nadzwyczajne dochody autora patentu.


Wraz z rosnącą koniunkturą i sukcesem kampanii reklamowych, prowadzonych już nie tylko na drukach ulotnych, ale także w gazetach i przed seansami filmowymi w kinach, Płock stał się dla rodziny Gąseckich za mały. W 1919 roku skład apteczny przenosi się do Warszawy. Najpierw na ulicę Freta 16, a docelowo do trzykondygnacyjnego budynku z halami produkcyjnymi i nowoczesnym zapleczem laboratoryjno-fabrycznym przy Belgijskiej 7 na Mokotowie.

Produkcję „kogutków” zmechanizowano w taki sposób, aby uniknąć kontaktu proszku z dłońmi pracowników. W latach dwudziestych pojawiły się pierwsze tabletki. Leki pakowano po 12, 50, 250, 500 a nawet 1000 sztuk. Ciekaw jestem, czy tropicielka sekretów naszego miasta, dotknęła drewnianego pudełka zasuwanego z góry, by po odsłonięciu zawartości, „ująć torebkę w kant dwa palce, lekko ścisnąć i kilka razy uderzyć palcem drugiej ręki w górną część torebki, a znajdujący się tam proszek usunie się w dół – wtedy górną część torebki odciąć lub oderwać, i proszek użyć”.

Markę sprzedano do 46 państw, w tym do Australii!

Reklama z „Kurjera Wilenskiego, Nowogrodzkiego, Grodzieńskiego, Suwalskiego, Poleskiego i Wołyńskiego”, 1939 r., nr 73

Każde pokolenie ma swoje „kogutki” na ból. Czasem jest to reklamowy bajer i wiara, która czyni krótkotrwałe cuda. Nacjonalizacja Mokotowskiej Fabryki Chemiczno-Farmaceutycznej „Adolf Gąsecki i Synowie” po II wojnie światowej zamieniła je w równie popularne tabletki z krzyżykiem.

Niestety każdy kuracja ma dwa końce. Zawarta w przedwojennych proszkach fenacetyna dziś jest już surowcem zakazanym. Jak dowiedli naukowcy, poza „kojącemi bóle” właściwościami uszkadza nerki, wątrobę i szpik kostny. W zamian w składach aptecznych roi się od innych specyfików, które można kupić bez recepty. Wielki to problem współczesnej medycyny, gdy spożycie leków i suplementów bez żadnej kontroli wciąż rośnie, a reklama podkręca obroty rynku farmaceutycznego.

Ale nie tylko „kogutek” jest sekretnym patentem Płocka na rozgłos. Dlatego czytam dalej…

Na zdj. na górze strony:  Unikatowe zdjęcie (prawdopodobnie sprzed 1920 r.) składu aptecznego A. Gąseckiego przy ul. Kolegialnej 5 w Płocku; wszystkie materiały ilustracyjne – wydawnictwo Księży Młyn

Jarosław Wanecki

Lekarz, były prezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Płocku, prezes Płockiego Towarzystwa Przyjaciół Teatru

„Sekrety Płocka” są dostępne w księgarniach internetowych i na stronie km.com.pl. W Płocku książkę Romany Kuffel można znaleźć m.in. w sklepie filatelistycznym przy Tumskiej i w siedzibie Płockiej Lokalnej Organizacji Turystycznej na Starym Rynku.

Przez kilka dni jej fragmenty przeczytacie, wyjątkowe zdjęcia obejrzycie także w naszym serwisie – zaczynamy już w środę.

Kategoria: Kultura, News, Opinie

Udostępnij artykuł:

Polityka prywatności © 2025 Gazeta Płocka. Projekt i wykonanie: Hedea.pl