Anna LewandowskaAnna Lewandowska
MOIM PŁOCKIM ZDANIEM

Las to nie kartoflisko, by sadzić i zaraz wyrwać. Płocczanie, obejrzyjcie „Simonę Kossak”

Tną, rżną, wywożą. Każdy pretekst dobry, a jak nie ma pretekstu, to się go tworzy, wymyśla. Zabijają zwierzęta. I tu też każdy pretekst dobry, a jak go nie ma, to się wymyśla. To lata 70. ub. wieku w Polsce. I także nasza cholerna rzeczywistość.

'Simona Kossak'. Materiały pasowe

Właściwie to nie bardzo lubię chodzić do kina, zniechęca mnie smród serwowanych tam „przysmaków”, siorbanie coli, szeleszczenie papierkami. W środowy wieczór w płockim „Przedwiośniu” było jednak jakby komfortowo. O godz. 18 całą salę obsiadło ok. 10 osób. Smutne, prawda?

Ale powróćmy do filmu. Nie zamierzam pisać recenzji „Simony Kossak”, obraz ten co prawda nie powalił mnie na kolana swoim kunsztem, a jednak… wbił w fotel. Samą Simonę poznałam stosunkowo niedawno, głównie za sprawą filmu dokumentalnego o niej i o jej niezwykłym życiu w Dziedzince, uroczej, acz pozbawionej elementarnych wygód starej leśniczówce pośrodku Puszczy Białowieskiej. Zafascynowała mnie ta kobieta i jej wielka pasja jednoczenia się z naturą. Wbrew wszystkiemu.

Urodziła się słynnym krakowskim rodzie Kossaków i od razu stała się wielkim rozczarowaniem; nie była chłopcem, nie była pięknością, nie miała talentu malarskiego jak jej pradziadek Juliusz Kossak, dziadek Wojciech i ojciec Jerzy. Brzydkie kaczątko odepchnięte od swojego ludzkiego stada, poszturchiwane i niechciane, nie wychowywane, a tresowane przez wyniosłą, snobistyczną i przemocową matkę oraz poniżane przez siostrę.
To kaczątko tylko sobie będzie zawdzięczać, że wyrośnie na pięknego łabędzia.

Film nie jest jednak pełną biografią tej Kossakówny. Scenariusz obejmuje trochę ponad dekadę jej życia i w dużej mierze koncentruje się na latach 70. XX wieku. Tych, w których młoda dziewczyna uczy się puszczy, w których wchodzi w symbiozę z całym tamtejszym ekosystemem, o który zaczyna przebiegłością, uporem, odważnie walczyć. I kiedy przekonywała się, że zwykły kłusownik to człowiek szlachetniejszy niż utytułowany, ulokowany wysoko na szczytach władzy żądny krwi myśliwy.

I właśnie ten wątek najbardziej polecam płocczanom. Tym, którzy z uporem walczą o drzewa, którzy nie mogą się pogodzić z wycinaniem lasów wokół miasta, którzy nie dają się zwieść zapewnieniom myśliwych, że ci zabijają, bo kochają zwierzęta. To, co zobaczycie na ekranie, wyda się zapisem tego, co obserwujemy od kilku lat wokół nas.

Simona musiała udowodnić, że to sarny są winne zanikaniu puszczy, co miało być pretekstem dla ich potwornej eksterminacji. Nieżyjący już minister Szyszko z czasów rządów PiS za wroga puszczańskich drzew uznał innowacyjnie kornika drukarza – by mieć pretekst do masowych wycinek.

Simona wyliczyła, że dla kasy wycięto milion wspaniałych drzew. A ten proceder w niezmienionym wymiarze obserwowaliśmy dopiero co. Nowe nasadzenia monokulturowe porównywała do kartofliska. Czy nie to samo obserwujemy po dziś dzień w Lasach Państwowych, nie słyszymy tych samych argumentów o wieku rębnym sosen czy innych gatunków, o wspomaganiu gospodarki?

Nie chcę spoilerować, ale zachęcam serdecznie do obejrzenia tego filmu. Żebyście się przekonali, że swoimi protestami i niezgodą na bestialskie traktowanie lasu, jego mieszkańców, niesiemy dalej pałeczkę w sztafecie pokoleń. I że warto, że trzeba być jak zmarła w 2007 r. profesor Simona Kossak.

Kategoria: Kultura, News, Opinie

Udostępnij artykuł:

Polityka prywatności © 2025 Gazeta Płocka. Projekt i wykonanie: Hedea.pl