Jarosław WaneckiJarosław Wanecki
NASTĘPNY PROSZĘ

Hulaj dusza, piekła nie ma. Raka leczyć każdy może, bo na chorobie, współczuciu, nadziei i naiwności zarabia się najlepiej

Kiedy medycyna nie spełnia życzeń niemożliwych, rolę zaczynają grać demony. Powodów jest kilka.

Pierwszy to brak eliksiru młodości zawierającego lekarstwo na wszystko. Drugim i po prostu realnym są kłopoty z dostępem do porady: listy kolejkowe, limity przyjęć, wydolność ludzi i wydajność sprzętu. Trzecim, który łączy poprzednie i następne są pieniądze. Zbyt małe w systemie państwa i zbyt obciążające kieszeń chorego.

Dostęp do szybkiej informacji był nadzieją medycyny na szerokie możliwości edukacji. Klik i profilaktyczna aplikacja miała odciążyć lekarza i poprowadzić pacjenta przez litanię zaleceń ze śpiewanej „Recepty” Tomasza Wołka:

„Chcesz być zdrowy
Starań dołóż
nie jedz, nie pij
nie cudzołóż…”. 

Klik i centralne e-konta powinny ułatwić rejestrację, dostęp do dokumentacji i planu dalszego postępowania. To wszystko w pewnej mierze spełnia się z dnia na dzień, generując jednak nowe problemy, wymagające następnych innowacji. Bo każdy chce mieć łatwiej, taniej i ekspresowo.

Niepożądane efekty takiej mechanizacji są czytelne. Gołym okiem widać rutynę postępowania zamiast personalizacji porady, a taśma zabiegów bez słów kończy się nieobjętym żadną procedurą zaleceniem: doczyta pani w googlach. Następny.


Wykluczenie cyfrowe, które dotyczy nie tylko seniorów, budzi demony. Umiejętność skrolowania nie oznacza przecież kompetencji do bezpiecznego korzystania z aplikacji, gdzie „wszystko mi mówi, że mnie ktoś” okradnie lub oszuka. Szum informacyjny wysyła sprzeczne sygnały. Reklama namawia do słodkiego, a minister ściga grubasów. Suplement diety jest „lekiem na całe zło”, a nawet jeśli to tylko masa gipsowa, to i tak świetnie podnosi PKB. Kółko się zamyka.

Chcemy być zdrowi, ale paradoks pojawia się wraz z ekonomiczną analizą, że na chorobach i czynnikach chorobotwórczych najlepiej się zarabia. Nikotyna. Alkohol. Tony zbędnych tabletek bez recepty. Na uspokojenie. Na wzdęcia. Na suchy i mokry kaszel. Na deszcz i słońce. Na wszystko i na nic, ale zawsze warto wypróbować. Może pomoże, skoro inne sposoby zawiodły. Dobijmy się zatem ostatnią deską ratunku.


Demony można udomowić na kilka sposobów. Pierwszy, najmniej praktykowany, to zatrzymać się i przez chwilę pomyśleć. Postulat często niewykonalny, nawet w grupie bardzo wykształconych pacjentów. Drugą metodą jest rzetelne zastosowanie się do zaleceń wynikających z wizyty u lekarza poz lub specjalisty, po wyjściu ze szpitala i podczas rehabilitacji. Nudne. Nie bez przyczyny jednak powtarzamy, że „czas goi rany”.

Kolejnym patentem niechaj będzie pewien stopień akceptacji dolegliwości, na które nie ma dobrej rady, bo medycyna rozkłada ręce, a prometejski sen o nieśmiertelności nadal pozostaje nocnym koszmarem o bólu, duszności, braku sił, mrowieniem kończyn i zmęczeniem.


Kiedy medycyna nie spełnia życzeń niemożliwych, swoją rolę grają szarlatani. Wiadomo, że szarlatan najlepiej zna się na demonach. Stąd ziołolecznictwo, terapia kryształami i kwiatami, kinezjologia czy radionika zostały skwapliwie wpisane przez rząd do Polskiej Klasyfikacji Działalności PKD w sekcji Opieka Zdrowotna i Pomoc Społeczna. Medycyna naturalna i alternatywna oraz kuglarstwo terapii przedwiecznych wstąpiły do mojej sekcji. Hulaj dusza, piekła nie ma. Raka leczyć każdy może, bo na chorobie, współczuciu, nadziei i naiwności najlepiej się zarabia. Legalizacja podnosi więc PKB, a zdrowie nie jest przecież najważniejsze, gdy budzą się demony wojny i biedy.

Czary mary. Następny proszę.

Jarosław Wanecki

Lekarz, były prezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Płocku, prezes Płockiego Towarzystwa Przyjaciół Teatru

Kategoria: News, Opinie, Zdrowie

Udostępnij artykuł:

Polityka prywatności © 2025 Gazeta Płocka. Projekt i wykonanie: Hedea.pl