Aleksander NiwelińskiCAŁE ŻYCIE ZE ZWIERZĘTAMI
Dzikie zwierzęta też wyrażają siebie, opłakują straty, zakochują się, a kiedy trzeba… wychowują ludzkie dzieci
Romulus i Remus, Tarzan, Mowgli. Wszyscy znamy te imiona związane z legendami o ludziach wychowanych przez zwierzęta. Ale tych imion jest więcej… Mam dziś dla was kilka mniej znanych historii, które budzą rozmaite emocje, pobudzają wyobraźnię.
Najstarsza legenda opowiada o braciach, Romulusie i Remusie, mitycznych założycielach Rzymu, według legendy wychowanych przez wilczycę, która do dziś jest jednym z symboli miasta.
Historia Tarzana, fikcyjnej postaci, której twórcą był amerykański pisarz E. R. Burroughs doczekała się kilkudziesięciu ekranizacji oraz seriali i filmów animowanych. Sam zresztą Burroughs napisał ponad 20 powieści o Tarzanie.
Podobnie historia o Mowglim, chłopcu wychowanym przez wilki, opisana w „Księdze dżungli” przez R. Kiplinga, to fabuła oparta na wyobraźni, ale inspirowana zasłyszanymi opowieściami i obserwacjami autora. Jednak to nie tylko legendy i fantazje twórców baśni i opowiadań. Znalezionym „dzikim dzieciom”, jak je nazywano, przyrodnik Karol Linneusz w XVIII wieku nadał nawet nazwę naukową „Homo ferus”. Oznaczała dzikiego człowieka, który zachowywał się jak zwierzę, zazwyczaj chodził na czworakach, nie mógł mówić i był bardzo owłosiony.
Od średniowiecza do czasów współczesnych odnotowywano liczne przypadki porzuconych dzieci, którymi zaopiekowały się zwierzęta. Niektóre notatki są lakoniczne, inne stanowią opisy, które dają wiele do myślenia.
W 1304 roku benedyktyńscy mnisi w Niemczech zapisali w swoich kronikach, że odnaleźli chłopca, który miał siedem lub osiem lat, a który zaginął w wieku trzech lat. Opiekowały się nim wilki, „otaczając go w chłodne dni i karmiąc najlepszym mięsem z upolowanych zwierząt”. Wilki ofiarowały mu większą część upolowanej zwierzyny jako pożywienie, zimą wykopały dół wyłożony liśćmi i ogrzewały chłopca swoimi ciałami w siarczystym mrozie. Chłopiec chodził, poruszając się na czworakach z dużą szybkością i wykonując długie skoki.
Został wysłany na dwór księcia Henryka Heskiego, gdzie przyzwyczaił się do towarzystwa ludzi, ale twierdził, że znacznie bardziej wolał przebywać z wilkami niż z ludźmi. Aby przywrócić mu ludzki chód, przywiązywano mu do nóg drewniane tyczki. Był wystawiany jako widowisko na dworze księcia Henryka Heskiego.
Kolejny przypadek opisuje również dziecko wychowywane przez wilki. Geograf i historyk Wilhelm Dilich opublikował w 1605 roku Kronikę Hesji w języku niemieckim i podał w niej rok 1341: „W roku 1341 znaleziono wśród wilków dzikie dziecko, siedmio- a jak niektórzy piszą, dwunastoletnie, schwytane przez myśliwych i przyprowadzone do landgrafa. Czasami poruszało się na czworakach i potrafiło wykonywać nadprzyrodzone skoki.
Gdy próbowano je umieścić w zamku, uciekło przed ludźmi, schowało się pod ławkami i wkrótce potem umarło, bo nie mogło znieść pożywienia”.
W 1767 roku w rejonie węgierskiej wioski Hont myśliwi tropili niedźwiedzia w górach i przed jego jaskinią ze zdumieniem odkryli ludzkie ślady. Dotarli do jaskini i znaleźli nagą dziką dziewczynę. Miała brązową skórę, była wysoka, wyglądała na przestraszoną. Opisy przedstawiają ją jako osobę w wieku około osiemnastu lat, z „krzepkim, grubym ciałem, brązową skórą, strachliwym wyrazem twarzy i dzikim zachowaniem. Podobno żywiła się wyłącznie surowym mięsem, co pasuje do profilu dzikiego dziecka. Mówi się, że mieszkańcy wioski przynieśli ją z jaskini do Krupiny, gdzie została zamknięta w zakładzie specjalnym dla umysłowo chorych.
Do końca życia odmawiała gotowanego jedzenia i żywiła się surowym mięsem, korą drzew i różnymi korzeniami. Nigdy nie nauczyła się mówić.
Marina Chapman (na zdj. na górze strony), gospodyni domowa, urodzona w Kolumbii w latach 50. XX wieku, twierdzi, że w dzieciństwie przez pięć lat była wychowywana przez małpy kapucynki w lesie deszczowym. Miała cztery lata, kiedy około 1954 roku została porwana dla okupu z ogrodu rodziców i porzucona przez porywaczy, którzy nie zdołali jej uprowadzić, na pewną śmierć w lesie deszczowym. Według Chapman, pomogły jej przetrwać małpy.
Marina twierdziła, że przejęła od małp nawyki żywieniowe i piskliwe krzyki, a nawet nauczyła się wspinać na wierzchołki drzew w dżungli. Małpy nauczyły ją, jak przetrwać, zbierając banany, figi, orzechy i inne dzikie pożywienie.
Po około pięciu latach została odkryta z dżungli przez grupę myśliwych i sprzedana do domu publicznego w północnym mieście Cucuta, gdzie była regularnie bita. Uciekła i jako nastolatka została przygarnięta przez kolumbijską rodzinę, która nadała jej imię Marina Luz. Gdy miała dwadzieścia kilka lat, wyjechała do Wielkiej Brytanii z sąsiadami, którzy pracowali w przemyśle tekstylnym, i pozostała w kraju po poznaniu swojego przyszłego męża, Johna Chapmana. Para ma dwoje dzieci i mieszka w Yorkshire. Chapman, która twierdzi, że nigdy nie płacze, opowiedziała mężowi, byłemu organiście kościelnemu i bakteriologowi, o swojej historii dopiero po ślubie.

Jej dzieci opowiadały: „Kiedy chcieliśmy jeść, musieliśmy wydawać dźwięki. Wszyscy moi szkolni przyjaciele uwielbiali mamę, bo była taka niezwykła. Pod wieloma względami była też dziecinna. Opowiadała na dobranoc bajki o dżungli. Nie uważaliśmy tego za dziwne – to była po prostu mama opowiadająca swoje życie”.
W 2013 roku Marina Chapman opublikowała wspomnienia ze swojego pobytu w lesie deszczowym zatytułowane „Dziewczynka bez imienia: Niesamowita historia dziecka wychowanego przez małpy”, napisane wspólnie z córką Vanessą James.
Czteroletni John Ssebunya, który był świadkiem morderstwa matki dokonanego przez ojca, zszokowany uciekł z ugandyjskiego domu. Przez trzy lata mieszkał w dżungli, a opiekowała się nim grupa małp – koczkodanów zielonych. Kiedy John został odnaleziony w 1991 roku, jego adoptowana zwierzęca rodzina stanęła w jego obronie, rzucając w ludzi kijami. Teraz, mając dwadzieścia kilka lat, John mgliście wspomina, że po kilku dniach samotności w dżungli, pięć małp zaoferowało mu jedzenie, nauczyło go szukać pożywienia i pokazało mu, jak wspinać się na drzewa. Po odnalezieniu trafił do sierocińca, który go przyjął. Dziś John nie tylko mówi, ale i śpiewa.
Słynna opowieść Kiplinga, później zaadaptowana na potrzeby kilku filmów Disneya, kończy się budującym przesłaniem o odkryciu samego siebie i harmonii między ludzką cywilizacją a naturą. Jednak niewiele osób wie, że mogła ona być oparta na autentycznych wydarzeniach.

Hindus o imieniu Dina Sanichar, często nazywany prawdziwym Mowglim, został wychowany przez wilki i przez pierwsze kilka lat życia myślał, że jest jednym z nich. Pewnej nocy w lutym 1867 roku w Uttar Pradesh grupa myśliwych przedzierała się przez dżunglę i natknęła się na polanę, za którą znajdowało się wejście do jaskini, której, jak sądzili, strzegł samotny wilk. Myśliwi przygotowali się do zasadzki na niczego niepodejrzewającą ofiarę, ale zatrzymali się w pół kroku, gdy zdali sobie sprawę, że to zwierzę wcale nie było zwierzęciem.
To był chłopiec, nie miał więcej niż sześć lat.
Nie podszedł do mężczyzn ani nie odpowiedział na ich pytania. Nie chcąc zostawiać chłopca na obrzeżach dżungli, myśliwi zabrali go do sierocińca prowadzonego przez misjonarzy Sikandra Mission w Agrze. Ponieważ nie miał imienia, misjonarze mu je nadali. Nazwali go Dina Sanichar, od hinduskiego słowa oznaczającego sobotę – dzień jego przybycia. Nadali mu również drugie imię: „Wilczy chłopiec”.
Według ich relacji, zachowanie Sanichara bardziej przypominało zachowanie zwierzęcia niż człowieka. Chodził na czworakach i miał trudności ze staniem na własnych nogach. Jadł tylko surowe mięso i obgryzał kości, żeby ostrzyć zęby. „Łatwość, z jaką porusza się na czworakach, jest zaskakująca” – napisał kiedyś Erhardt Lewis, dyrektor sierocińca, do swojego dalekiego kolegi. „Zanim zje lub spróbuje jedzenia, wącha je, a kiedy zapach mu się nie spodoba, wyrzuca je”.
Komunikacja z Diną Sanichar była trudna z dwóch powodów. Po pierwsze, nie mówił tym samym językiem, co opiekujący się nim misjonarze. Za każdym razem, gdy chciał się wyrazić, warczał lub wył jak wilk. Po drugie, nie rozumiał też języka migowego. Ludzie, którzy nie mówią tym samym językiem, zazwyczaj mogą się porozumieć, wskazując palcami różne przedmioty. Ponieważ jednak wilki nie wskazują (ani zresztą nie mają palców), ten uniwersalny gest prawdopodobnie nie miał dla niego znaczenia. Wprawdzie w końcu nauczył się rozumieć misjonarzy, ale nigdy nie nauczył się mówić ich językiem. Być może dlatego, że dźwięki ludzkiej mowy były dla niego po prostu zbyt obce.
Niezależnie od tego, czy jest on prawdziwym Mowglim, czy nie, historia Diny Sanichara wykazuje uderzające podobieństwo do „Księgi dżungli” Rudyarda Kiplinga — mianowicie fascynację osobą wychowywaną w świecie zupełnie innym od naszego.
Psycholog Gene Myers, profesor studiów środowiskowych z Western Washington University, twierdzi, że „… małe dzieci uważają inne zwierzęta za członków społeczeństwa. Utożsamiając się ze zwierzętami na poziomie społecznym, tworzą z nimi bliskie relacje dzięki spójności zachowań, które zapewniają wzajemną więź”.
W wielu przypadkach dzieci mieszkające ze zwierzętami były poważnie zaniedbywane, a nawet porzucane przez rodziców. Bez zwierząt mogłyby nie przetrwać. Szczególnie dzieci maltretowane lub narażone na przemoc w rodzinie, które doświadczyły bliskiej więzi ze zwierzętami, w społeczności zwierząt mogły uzyskać psychiczne wsparcie, korzystne dla ich rozwoju.
Wielu naukowców zajmujących się zachowaniem zwierząt twierdzi, że zwierzęta tolerują ludzi, jednak nie traktują ich jako pełnoprawnych przedstawicieli własnego gatunku. Może to kolejny przyczynek do lepszego zrozumienia zwierząt przez człowieka, który często jest oderwany od świata natury i uważa swój punkt widzenia za najwłaściwszy.
Eva Meijer, holenderska badaczka na Uniwersytecie Amsterdamskim i współprzewodnicząca Holenderskiej Grupy Studyjnej ds. Filozofii Zwierząt uważa: „Kiedy dobrze zna się zwierzę, można je świetnie zrozumieć, prawdopodobnie lepiej, niż człowieka z zupełnie innej kultury. Istnieje ogromna ilość informacji na temat sposobów, w jakie zwierzęta wyrażają siebie, komunikują się ze sobą, opłakują straty, zakochują się i robią wszystkie te rzeczy, które zwykle uważamy za typowe dla ludzi”. Nasze społeczeństwa zbudowane są wokół idei, że ludzie są jedynymi zwierzętami rozumnymi, jedynymi twórcami znaczeń, jedynymi zwierzętami kulturowymi, zwierzętami społecznymi… niestety inne zwierzęta zostały wykluczone z wielu z tych idei”.
Na zdj. na górze strony: Marina Chapman. Fot: Vanessa James
Aleksander Niweliński
Mgr inż. zootechnik, zatrudniony w Zoo w Krakowie w latach 1975–1997, od 1990 r. – z-ca dyrektora ds. hodowlanych. W latach 1997–2014 dyrektor Zoo w Płocku, następnie – 2014-2015 – dyrektor Zoo w Poznaniu. Staże zawodowe w ogrodach zoologicznych w Brazylii, Holandii, Niemczech, Austrii i Stanach Zjednoczonych. Przedstawiciel Polski w Radzie Europejskiego Stowarzyszenia Ogrodów i Akwariów (EAZA Council). Przewodniczący Rady Dyrektorów Polskich Ogrodów Zoologicznych w latach 2013-2015, obecnie honorowy członek Rady. W latach 2001-2015 członek ARTAG – Zespołu Doradczego EAZA ds. Hodowli Gadów i Płazów. Biegły Ministerstwa Środowiska ds. fauny ex situ. Zajmuje się doradztwem z zakresu żywienia i hodowli zwierząt, opracowywaniem ekspertyz przyrodniczych oraz fotografią przyrodniczą. Autor 32 publikacji i tłumaczeń naukowych.
Udostępnij artykuł:
Zobacz także

Wolna amerykanka parkometrów, czyli płocka choroba parkingowa. Nie zgadzam się z polowaniem na kierowcę i niejednolite zasady
Autor: Jarosław Wanecki
Ratujmy Płockie Powązki. Ostatnia kwestarska puszka rozliczona – uczniowie nie zawiedli. Jest już znana ostateczna kwota zbiórki
Autor: Arkadiusz Adamkowski
Otyłość zabija więcej ludzi niż głód. Tylko z jej powodu do 2050 r. długość życia skróci się o cztery lata
Autor: Jarosław Wanecki
21-latka z Sierpca nie polubi tego tekstu. Miała zarobić na lajkowaniu, a straciła prawie 8 tys. zł
Autor: Gazeta Płocka
Jachowicza / Kilińskiego / Piłsudskiego – będą zmiany na jednym z najważniejszych płockich skrzyżowań
Autor: aa
Dzięki wam szkoła to nie tylko miejsce nauki, ale także przestrzeń, w której rodzą się przyjaźnie, wartości i marzenia
Autor: Ziemkiewicz& Kominek
Wywieś Flagę Mazowsza [KONKURS]
Autor: Materiał Partnera
100P!łock. 33-latek zatrzymany za przemoc fizyczną i psychiczną wobec żony i kilkuletniego syna
Autor: Gazeta Płocka




