Rajmund KlausRajmund Klaus

Są tacy ludzie, że tylko na nich spojrzysz i od razu ich lubisz. I on taki właśnie był. Piotr Bot, „nasz” kataryniarz

Przez lata stał się twarzą Jarmarku Tumskiego. Informację o jego śmierci podało biuro tej wyjątkowej płockiej imprezy.

Poznałem Piotra Bota w 2013 lub 2014 roku. Zaciera się trochę pamięć – zbyt dużo było w tamtych czasach inicjatyw społecznych, w których miałem zaszczyt brać udział, i daty uciekają. Za to sam przebieg tamtego spotkania u Pawła Mieszkowicza na Pięknej, w ówczesnym biurze Jarmarku Tumskiego, pamiętam. Pamiętam Piotra, miłego starszego pana o bardzo ciepłym, przyjemnym głosie. Są tacy ludzie, że tylko na nich spojrzysz i od razu ich lubisz. I on taki właśnie był. Sympatyczny, przyjazny, pogodny facet.

Z racji obowiązków związanych z organizacją Jarmarku Tumskiego miałem mało czasu, aby poznać go bliżej, ale akurat wtedy mogliśmy razem, on, Paweł Mieszkowicz i ja, wypić szybką kawę i trochę pogadać.

Wiem, że to dzięki jego staraniom gościmy dziś na naszym płockim jarmarku kataryniarzy z całej Europy, na prośbę Pawła Mieszkowicza to właśnie Piotr Bot zapraszał ich na Tumską. Miał w tym środowisku wielu znajomych, należał do stowarzyszenia kataryniarzy z Europy. I to jemu możemy zawdzięczać tę unikatową atmosferę na naszym jarmarku.

Rajmund Klaus i Carlos – papuga Piotra Bota

Smutno mi będzie bez Ciebie, Piotrze.


A na koniec przytoczę jeszcze kilka fragmentów z artykułu Anny Lewandowskiej z płockiej „Wyborczej” z 2012 r.”:

  • Dawny strój, charakterystyczna bródka i stara katarynka. Znacie go z plakatów. Kim jest człowiek, który stał się twarzą Jarmarku Tumskiego?
  • Był rok 1999. Szef działu, który zaopatrywał w całej Polsce sieć znanej marki hipermarketów, stracił pracę. – Byłem już po czterdziestce, czyli w wieku nieatrakcyjnym dla pracodawców – opowiada Piotr Bot. – Próbowałem znaleźć jakieś zajęcie, ale nic nie było. A jak już było, to za tak marne pieniądze, że płakać się chciało. I wtedy dogadałem się z moim bratem ciotecznym Leszkiem Zmazą.
  • Zmaza przez kilkanaście peerelowskich lat był jedynym w Polsce kataryniarzem. W 1999 r. nie grał już od paru lat, bo zdrowie mu nie pozwalało. Miał stroje, katarynkę, na którą wskakiwały koty i drapały ją pazurami. I żadnego pomysłu, co z tym wszystkim zrobić. – Postanowiliśmy, że ja przejmę po nim schedę, łącznie z miejscem na Rynku Starego Miasta w Warszawie – wspomina Bot. – Ubrania na mnie pasowały. Mój kuzyn latami uzupełniał tę garderobę, często sami ludzie podchodzili do niego i podpowiadali z pamięci, jak to dawniej chodzili ubrani kataryniarze, więc można powiedzieć, że miał wskazówki z pierwszej ręki. Inny jest strój na zimę, inny na lato.
  • Katarynka pana Piotra waży 50 kg, do tego wózek z kółkami, razem jakieś 80 kg. To niestary instrument, prawdopodobnie już powojenny, jego kuzyn kupił ją w czasach komuny w dawnym RFN. Ale zastosowane w niej rozwiązanie techniczne pochodzi sprzed 150 lat.
  • Jarmark Tumski Piotr Bot ocenia bardzo wysoko. Za serce dla katarynek i za rozmach, za jakość. Marzy mu się, żeby impreza na stałe wrosła w tradycję i trwała nie trzy dni, ale o wiele dłużej, jak choćby w Gdańsku czy Dreźnie. – I żeby nabrała takiej renomy, by nikt nie musiał do niej dokładać, ale żeby ludzie chcieli płacić krocie za wynajem straganów i żeby krocie w Płocku zarabiali.

Rajmund Klaus

Społecznik, kocha wszystko, co związane ze starym Płockiem, na co dzień pracownik Orlenu.

Kategoria: News, Opinie

Udostępnij artykuł:

Polityka prywatności © 2025 Gazeta Płocka. Projekt i wykonanie: Hedea.pl