Anna LewandowskaAnna Lewandowska
MOIM PŁOCKIM ZDANIEM

Z grzybami nie można na ostro

Trzeba ostrożnie czarować: że niby to tylko spacer, że nam wcale nie zależy… no takie głupoty różne.

Dzień jak dzień, grubo przed południem. Zaopatrzeni w kosze i niewielkie nożyki jedziemy w stronę Soczewki na słynny Krzywy Kołek. Coś jest nie tak… Aut tyle co przed teatrem w Płocku! Cholera, to bez sensu, trzeba znaleźć inne miejsce.

Nie od dziś wiadomo, że grzybobranie to najbardziej masowy sport rodaków. Chodzi tylko o to, żeby rok był grzybny. Wiadomo, susza oznacza grzybową posuchę, ale jak spadnie trochę deszczu, to już się zaczyna.

U nas zaczęło się od spaceru w lesie za jeziorem, blisko którego mamy dom, domek właściwie. Ale nie można tak na ostro – że bierzemy koszyki i twardo ruszamy na grzybobranie. Zresztą faktycznie nadziei na zbiory nie było wielkiej, bo ów las uchodzi za taki, który grzybów nie rodzi.

No i duża niespodzianka – wielkie kapelusze sterczały na potężnych ogonach tak, że z daleka wabiły oczy i uwagę. Dziwnym trafem w naszych kieszeniach znalazły się torebki, które w mig zapełniły się niezwykle dorodnymi prawdziwkami! Nowoczesnym zwyczajem zostały sfotografowane i zaczęły robić karierę na Facebooku. To oczywiste, że współczesny grzybiarz cokolwiek obyty z techniką musi odtrąbić swój sukces w mediach społecznościowych.

Grzybobranie pod Płockiem
Grzybobranie pod Płockiem

Zazdrośnicy i fantaści

Borowiki zwykle wyprzedzają podgrzybki, ale było jasne, że czas tych drugich jest tuż, tuż. Pierwsze nieśmiałe jeszcze zbiory zwieźliśmy z lasów pod Gąbinem. Przy szosie spotkaliśmy konkurencję. Facet spojrzał z politowaniem i stwierdził, że pełne wiadro ma już w aucie, a tam, pod drzewem, pełną reklamówkę grzybów, musiał przerwać poszukiwania, bo mu już za ciężko było nosić. Tere fere kuku, łgał jak najęty, co łatwo poznać było po jego palcach – czystych jak po manicure. Rasowy grzybiarz, wychodząc z lasu, paluchy ma brudne, na brązowo pofarbowane przez grzybowe kapelusze.

W ogóle grzybiarze to ludek dziwny dość i niejednorodny. Fajne jest to, że coraz częściej mówią sobie „dzień dobry” przy spotkaniu na leśnych ścieżkach. Jedni radośnie pokazują swój urobek i jeszcze wskażą miejsce, gdzie tyle dobra nakosili, ale inni… szkoda gadać.

Jak to skąd te grzyby. Z lasu

Eee, słabiutko, nie ma co tam iść – zaklinał się gość, usiłując schować za plecami czubate wiadro grzybów.

Dla wielu bowiem wiedza o „miejscach” ma zostać tajemna dla postronnych. Pewnego dnia kosz podgrzybków, maślaków i paru prawusów zawieziony został siostrze, która zeszła po dary lasu na parking przed blokiem. Natychmiast pojawił się jakiś człowiek i jak sroka zaczął lustrować nasze zbiory. Tylko po to, żeby po chwili oznajmić: – No, nieźle, jak na amatorów (wrrr… Leon zawodowiec się znalazł od siedmiu boleści!). Ja trzy razy tyle dziś przywiozłem.

– A gdzie pan był na grzybach? – zapytała siostra.

– Gdzie w lesie?! – siostra zaczęła z lekka gulgotać nerwowo.

– No w lesie! Siedem kilometrów stąd. A poczęstuje mnie pani fajkiem?

– No ja ci dam fajka, niedoczekanie twoje!

My do lasu, a tu – nie ma lasu!

W piątek w końcu postanowiliśmy stanowczo: dość tych spacerów, jedziemy po grzyby, tak na serio! Krzywy Kołek to nasz pewniak, ale jak już wspomniałam, liczba samochodów serdecznie nas zniechęciła do tego miejsca. Czy ludzie masowo rzucili pracę i wszyscy popędzili na grzybobranie?

Postanowiliśmy ruszyć do „naszego” lasu, gdzie jeszcze dwa, trzy lata temu podgrzybki same się pchały do koszyków. Trochę już nas tam nie było, pora wrócić. Hm… w ogóle żadnych aut? Coś tu nie tak… Ale twardo idziemy z koszami. Co jakiś czas schylamy się po jakiś grzybek, ale przecież nie doszliśmy jeszcze do TEGO miejsca. Już blisko, jeszcze tylko trochę, trochę jakoś dziwnie… Yyyy! Gdzie jest nasz las?!
Nie ma. Wycięli, ciągnie się tylko ogromne karczowisko, aż coś dusić zaczyna w gardle.

Wracamy, mając po niecałe pół koszyka grzybów. Nie poddajemy się. Jeszcze nazbieramy mnóstwo grzybów w tym sezonie! Gdzie? O nie, nie zdradzę.

Dzień później Anka, koleżanka jeszcze z podstawówki, wrzuciła na FB, po raz kolejny już, „straszne” zdjęcie: stoi z mężem na tle lasu, a u ich stóp dwa wielkie wiadra i jedna duża torba pełne grzybów!

Mówi, że tradycyjnie zbierają w Duninowie.

Kategoria: Opinie

Udostępnij artykuł:

Polityka prywatności © 2025 Gazeta Płocka. Projekt i wykonanie: Hedea.pl